Śniłam
o wszystkim i o niczym jednocześnie. Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego,
zielona łąka, rzeczka, las, przy którym co lato organizowaliśmy ogniska gdy
byłam mała, to wszystko zaczęło stopniowo zanikać. Czułam, że coś mną trzęsie,
ale nie potrafiłam się przebudzić. Po chwili poczułam palący ból w prawej
części twarzy. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam twarz jakiegoś człowieka, który
wciąż krzyczał abym się obudziła. Najprawdopodobniej to od niego dostałam z
taką siłą w twarz. Nie miałam mu tego za złe, sama chciałam się obudzić, a
koniec końców tylko to zadziałało. Gdy nieznajomy zobaczył, że mam otwarte oczy
szybko powiedział mi, że jestem w wielkim niebezpieczeństwie i muszę z nim
szybko uciekać zanim będzie za późno. Półprzytomna chwyciłam plecak z rzeczami
i pobiegłam za nim. W piżamie i kapciach w kształcie kocich głów, przynajmniej
były wygodne, wyskoczyłam za nim przez okno na parterze. Nie było wysoko,
każdego lata wychodziłam w podobny sposób na podwórko gdy nie chciałam zwracać
uwagi taty. Różnica była tylko taka, że dookoła mnie powinien panować mrok.
Fluorescencyjny zegarek, który pochwyciłam w ostatniej chwili pokazywał 2:30, a
tymczasem świat zdawał się przybrać czerwoną poświatę. Nie wiedziałam czemu
ufam temu człowiekowi, ale wydawał się znajomy. Podświadomie rozumiałam, że
tylko z jego pomocą dostanę się tam gdzie potrzebuję. Przebiegliśmy sporą
odległość, mijaliśmy moje ulubione restauracje i kawiarnie, do których udawałam
się po szkole gdy jeszcze nie potrafiłam sama sobie gotować. na zegarku była
już 3:00 nad ranem, a my wciąż biegliśmy. Od czasu opuszczenia z domu mój
wybawiciel nie odezwał się ani słowem, co jakiś czas oglądał się tylko czy za
nim biegnę i za każdym razem widziałam coraz większe zdziwienie w jego oczach.
Dopiero kiedy minęliśmy granice miasta postanowił się zatrzymać.
-
Tu jesteśmy bezpieczni. Nazywam się Alex, jestem absolwentem Akademii Dantego.-
uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. Wyglądał co najmniej dobrze. Przyznam,
że dawno nie widziałam tak przystojnego chłopaka. Był to wysoki, dobrze
zbudowany brunet o zielonych oczach barwy świeżo ściętej trawy. Nigdy nie widziałam
tęczówek o podobnym kolorze. Przyglądałam się mu przez dłuższy czas, ale gdy po
chwili zobaczyłam w jego oczach zdezorientowanie poczułam się skrępowana, podziałało
to jak naturalny budzik, który wyrwał mnie z drzemki zwanej zapatrzeniem.
-
Och, wybacz. Cześć! Jestem Charli.- podałam mu rękę i odwzajemniłam uśmiech-
Właściwie to Charlotte, ale wolę Charli. Niektórzy uważają, że jest to męskie
imie, ale mi to nie przeszkadza. Dostałam je od rodziców wraz ze swoim
urodzeniem. Każdy z nas po narodzinach otrzymuje własne imie, oczywiście nie ma
aż tylu imion na całym świecie aby każdy nazywał się inaczej. Niektórzy nie
lubią swoich imion, ale kompletnie ich nie rozumiem, bo przecież jest to
naturalne i nikt sobie imienia nie wybiera. Trochę często używam słowa imie,
ale to dlatego, że nie potrafię dobrać odpowiedniego synonimu. A tak w ogóle to
kompletnie nie rozumiem co się stało. Poszłam spać, miałam dziwny sen, później
nie mogłam się przebudzić i poczułam silny ból. Właśnie! To Ty mnie
uderzyłeś?!- wiedziałam, że strasznie dużo powiedziałam. Nie byłam pewna czy
cokolwiek z tego zrozumiał, bo mówiłam to w takim tempie, że sama nie panowałam
nad tym co mówię. Strasznie spodobał mi się ten chłopak, nigdy nie czułam się
podobnie, bo nie zwracałam uwagi na płeć przeciwną. Okazuje się, że gdy jestem
zdenerwowana to strasznie dużo mówię. Po chwili przyswoiłam, że jestem na
obrzeżach miasta! Jak ja się tu dostałam?! Wpadłam w panikę, ale nagle
przypomniałam sobie, że przecież przybiegłam tu na własnych nogach. Zamurowało
mnie.
-
Ech. Tak. Przepraszam Cię najmocniej, ale gdyby nie to prawdopodobnie już byś
się nie obudziła. W twoim domu był czad, ale nie przypadkowo. Sordendik stara
się rozpętać wojnę pomiędzy naszymi rasami. Po opuszczeniu szkoły otrzymałem
zadanie mieć Cię na oku i chronić w razie potrzeby. Jak widać nie na darmo.
Każdy z nas w młodości ma swojego ochroniarza, o czym często dowiadujemy się
dopiero w szkole.- zrozumiałam tylko tyle, że ten przystojny chłopak był moim
osobistym ochroniarzem! Dlaczego dowiedziałam się dopiero teraz?! Chwila,
moment. Jaki Sordendik?! Jaka szkoła? Czy on mówi o tym samym miejscu co pani
Aragon? Coraz mniej czasu i coraz więcej pytań. Nie dość, że nie wiem co się
dzieje z moim ojcem to na dodatek ktoś marzy o mojej śmierci. Chciałam mu zadać
wszystkie pytania po kolei, ale nagle nadjechał samochód. Czarny van, który z
pozorów wyglądał normalnie, jednak gdy Alex kazał mi do niego wsiąść okazało
się iż wnętrze jest zaskakująco przestronne i luksusowe. Po prawej stronie na
małej półce leżały książki. Nawet nie zdążyłam przeczytać nagłówków gdy zagaił
mnie potężny, wysoki mężczyzna. Wbrew reszcie wyglądu miał on przyjazne rysy
twarzy co mnie lekko uspokoiło.