czwartek, 31 stycznia 2013

Część 7


Śniłam o wszystkim i o niczym jednocześnie. Nagle zaczęło dziać się coś dziwnego, zielona łąka, rzeczka, las, przy którym co lato organizowaliśmy ogniska gdy byłam mała, to wszystko zaczęło stopniowo zanikać. Czułam, że coś mną trzęsie, ale nie potrafiłam się przebudzić. Po chwili poczułam palący ból w prawej części twarzy. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam twarz jakiegoś człowieka, który wciąż krzyczał abym się obudziła. Najprawdopodobniej to od niego dostałam z taką siłą w twarz. Nie miałam mu tego za złe, sama chciałam się obudzić, a koniec końców tylko to zadziałało. Gdy nieznajomy zobaczył, że mam otwarte oczy szybko powiedział mi, że jestem w wielkim niebezpieczeństwie i muszę z nim szybko uciekać zanim będzie za późno. Półprzytomna chwyciłam plecak z rzeczami i pobiegłam za nim. W piżamie i kapciach w kształcie kocich głów, przynajmniej były wygodne, wyskoczyłam za nim przez okno na parterze. Nie było wysoko, każdego lata wychodziłam w podobny sposób na podwórko gdy nie chciałam zwracać uwagi taty. Różnica była tylko taka, że dookoła mnie powinien panować mrok. Fluorescencyjny zegarek, który pochwyciłam w ostatniej chwili pokazywał 2:30, a tymczasem świat zdawał się przybrać czerwoną poświatę. Nie wiedziałam czemu ufam temu człowiekowi, ale wydawał się znajomy. Podświadomie rozumiałam, że tylko z jego pomocą dostanę się tam gdzie potrzebuję. Przebiegliśmy sporą odległość, mijaliśmy moje ulubione restauracje i kawiarnie, do których udawałam się po szkole gdy jeszcze nie potrafiłam sama sobie gotować. na zegarku była już 3:00 nad ranem, a my wciąż biegliśmy. Od czasu opuszczenia z domu mój wybawiciel nie odezwał się ani słowem, co jakiś czas oglądał się tylko czy za nim biegnę i za każdym razem widziałam coraz większe zdziwienie w jego oczach. Dopiero kiedy minęliśmy granice miasta postanowił się zatrzymać.
- Tu jesteśmy bezpieczni. Nazywam się Alex, jestem absolwentem Akademii Dantego.- uśmiechnął się i wyciągnął do mnie rękę. Wyglądał co najmniej dobrze. Przyznam, że dawno nie widziałam tak przystojnego chłopaka. Był to wysoki, dobrze zbudowany brunet o zielonych oczach barwy świeżo ściętej trawy. Nigdy nie widziałam tęczówek o podobnym kolorze. Przyglądałam się mu przez dłuższy czas, ale gdy po chwili zobaczyłam w jego oczach zdezorientowanie poczułam się skrępowana, podziałało to jak naturalny budzik, który wyrwał mnie z drzemki zwanej zapatrzeniem.
- Och, wybacz. Cześć! Jestem Charli.- podałam mu rękę i odwzajemniłam uśmiech- Właściwie to Charlotte, ale wolę Charli. Niektórzy uważają, że jest to męskie imie, ale mi to nie przeszkadza. Dostałam je od rodziców wraz ze swoim urodzeniem. Każdy z nas po narodzinach otrzymuje własne imie, oczywiście nie ma aż tylu imion na całym świecie aby każdy nazywał się inaczej. Niektórzy nie lubią swoich imion, ale kompletnie ich nie rozumiem, bo przecież jest to naturalne i nikt sobie imienia nie wybiera. Trochę często używam słowa imie, ale to dlatego, że nie potrafię dobrać odpowiedniego synonimu. A tak w ogóle to kompletnie nie rozumiem co się stało. Poszłam spać, miałam dziwny sen, później nie mogłam się przebudzić i poczułam silny ból. Właśnie! To Ty mnie uderzyłeś?!- wiedziałam, że strasznie dużo powiedziałam. Nie byłam pewna czy cokolwiek z tego zrozumiał, bo mówiłam to w takim tempie, że sama nie panowałam nad tym co mówię. Strasznie spodobał mi się ten chłopak, nigdy nie czułam się podobnie, bo nie zwracałam uwagi na płeć przeciwną. Okazuje się, że gdy jestem zdenerwowana to strasznie dużo mówię. Po chwili przyswoiłam, że jestem na obrzeżach miasta! Jak ja się tu dostałam?! Wpadłam w panikę, ale nagle przypomniałam sobie, że przecież przybiegłam tu na własnych nogach. Zamurowało mnie.
- Ech. Tak. Przepraszam Cię najmocniej, ale gdyby nie to prawdopodobnie już byś się nie obudziła. W twoim domu był czad, ale nie przypadkowo. Sordendik stara się rozpętać wojnę pomiędzy naszymi rasami. Po opuszczeniu szkoły otrzymałem zadanie mieć Cię na oku i chronić w razie potrzeby. Jak widać nie na darmo. Każdy z nas w młodości ma swojego ochroniarza, o czym często dowiadujemy się dopiero w szkole.- zrozumiałam tylko tyle, że ten przystojny chłopak był moim osobistym ochroniarzem! Dlaczego dowiedziałam się dopiero teraz?! Chwila, moment. Jaki Sordendik?! Jaka szkoła? Czy on mówi o tym samym miejscu co pani Aragon? Coraz mniej czasu i coraz więcej pytań. Nie dość, że nie wiem co się dzieje z moim ojcem to na dodatek ktoś marzy o mojej śmierci. Chciałam mu zadać wszystkie pytania po kolei, ale nagle nadjechał samochód. Czarny van, który z pozorów wyglądał normalnie, jednak gdy Alex kazał mi do niego wsiąść okazało się iż wnętrze jest zaskakująco przestronne i luksusowe. Po prawej stronie na małej półce leżały książki. Nawet nie zdążyłam przeczytać nagłówków gdy zagaił mnie potężny, wysoki mężczyzna. Wbrew reszcie wyglądu miał on przyjazne rysy twarzy co mnie lekko uspokoiło. 

czwartek, 3 stycznia 2013

Część 6


- Cieszę się, że podchodzisz do sprawy poważnie Charlotte. Przyjadę po Ciebie jutro rano. Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy. W szkole będziesz miała nowe ubrania, więc nie musisz brać swoich. W zupełności wystarczy Ci piżama i kosmetyki, których używasz na co dzień.- nie wiedziałam co jej jeszcze odpowiedzieć. Myśl o mundurkach mnie przerażała tak samo jak sam wyjazd do obcego miejsca, bo prawda jest taka, że zawsze siedziałam w domu.
- Dobrze proszę pani. Będę gotowa o ósmej.
- Ósmej? Chyba sobie żartujesz. O 5:30 podjedzie samochód. Masz czekać z rzeczami przed domem. Tym razem to nie jest prośba. Chcesz pomóc ojcu, więc musimy rozpocząć rygor już teraz. Ta szkoła to nie miejsce dla grzecznych dziewczynek Charlotte. Na każdym kroku będziesz spotykać przeciwności, które nie raz i nie dwa będą wydawały się nie do pokonania, ale nie możesz się poddać. Gdy ktoś będzie chciał Ci coś zrobić masz prawo pójść z tym do nauczyciela, ale wtedy tracisz punkty wśród rówieśników, którzy bardzo srogo oceniają każdego. Wszyscy przygotowujemy się do wojny, ona niedługo nadejdzie. Kraj podzieli się na kilka obozów. Też to czujesz, tak samo jak oni wszyscy. Każdy z nich szukać będzie w Tobie potencjalnego sojusznika, bądź wroga, więc musisz być bardzo ostrożna. Od samego początku będziesz stąpać po kruchym lodzie. Jesteś jedną z najbardziej utalentowanych uczennic, przez co prawdopodobnie również najbardziej rozchwytywaną. Nie zepsuj tego. Nie wybieraj od razu. Daj im się pomęczyć i trzymaj ich na dystans. Jak wybierzesz od razu nazbierasz wrogów, a tego nie chcemy. Przemyśl moje słowa. A teraz życzę miłego dnia. Do widzenia panno Cartier. – wyszła, a ja nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Przyszła jako miła kobieta i nawet nie wiedziałam kiedy wybyła. Powiedziała zwięźle to co miała do powiedzenia i czy to się komuś podoba, czy też nie jutro wyjeżdżam. Nie jestem przygotowana na opuszczenie domu, ale tato to jedyna osoba jaka mi została, więc nie chciałam go stracić. Dziś gdy przybył z tą kobietą nawet się nie przywitał, a jakby tego było mało rozglądał się po całym pomieszczeniu zupełnie jak ona. Tyle, że ona miała do tego prawo, bo była w naszym domu pierwszy raz, a on mieszkał tu od ponad dziesięciu lat.
Pobiegłam do pokoju. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. Fakt, że coś się działo mojemu tacie był okropny, ale musiałam się wziąć w garść, bo z tego co mówiła pani Aragon nie będę mogła sobie pozwolić na rozklejanie się wśród tamtych ludzi. Ma być niebezpiecznie. Żeby przetrwać trzeba być tak zwanym kujonem. Jakie będą tam zajęcia? Nie mam zielonego pojęcia, ale wiem, że będę musiała koniecznie uczyć się jak najwięcej i jak najszybciej. Nigdy nie wiadomo jakie umiejętności mogą mi się najbardziej przydać. Najlepiej będzie jeśli spróbuję unikać sporów i będę trzymać się na uboczu, ale to może być trudne skoro mam być jedną z najbardziej rozchwytywanych uczennic. Nieważne, jak ktoś będzie próbował mnie „zwerbować” do swojej bandy powiem po prostu nie. Na tym się skończy. Przecież nie będą się interesować dalej tą samą osobą. Pewnie każdego dnia przychodzą nowi uczniowie, którzy próbują odnaleźć się w sytuacji. Może nie tylko moja jest tak trudna.
 Do końca dnia myślałam tylko o tym, że moje życie już nigdy nie będzie takie jak dawniej. Może to i dobrze. W końcu zawsze narzekałam na swój styl bycia i brak ufności wobec ludzi. Możliwe, że nowe miejsce wpłynie na mnie o tyle dobrze, iż będę bardziej pewna siebie? Z takim nastawieniem położyłam się do łóżka i postanowiłam poczytać książkę. Koło 19:00 stwierdziłam, że to nie ma sensu, ponieważ nie rozumiem połowy z tego co czytam, więc poszłam do kuchni, zrobiłam sobie kolację i z miską płatków wróciłam do pokoju. Kiedy puste naczynie zaniosłam do zlewu postanowiłam spakować to co potrzebne. Udałam się do łazienki, skąd zabrałam wszystkie kosmetyki. Było ich dość dużo, bo choć nie miałam dla kogo się stroić to lubiłam dobrze wyglądać, więc w moje posiadanie weszło pięć różnych kremów do twarzy, dwa toniki, trzy błyszczyki, cienie do oczu każdego koloru, dwa tusze do rzęs i lakiery do paznokci w każdym możliwym kolorze z pędzelkami najróżniejszej grubości. Malowanie paznokci było moim ulubionym zajęciem. Potrafiłam dwie godziny siedzieć nad jednym wzorkiem, ale był on wtedy dopracowany,  inaczej sobie nie wyobrażałam. Wzięłam też dwie piżamy, jedną z krótkim rękawem, a drugą z długim. Na wypadek gdyby miało być zimno. Koniec końców zmieściłam się do zwykłego szkolnego plecaka. O dwudziestej pierwszej, wyczerpana położyłam się do łóżka. Nastawiłam budzik na czwartą trzydzieści i zasnęłam.

sobota, 24 listopada 2012

Część 5


Obudziło mnie wyraźne słońce, które wpadało przez okno. Zegarek pokazywał 10:30, a to oznaczało, że mam dwie i pół godziny do przyjazdu ojca i jego dyrektorki. Miałam zamiar obudzić się wcześniej, ale po wczorajszych wrażeniach byłam tak zmęczona, że widocznie nie dałam rady. Szybko wstałam z łóżka i poszłam do łazienki umyć się. Po drodze z garderoby, która była połączona z moim pokojem szklanymi drzwiami zgarnęłam moje ulubione szare rurki i bluzkę w granatowo- białe paski z rękawem trzy czwarte. Wymyłam się w trzydzieści minut, bo musiałam się choć trochę odprężyć przed ich przyjazdem. Wróciłam do pokoju i po chwili namysłu postanowiłam ogarnąć dom. Zaczęłam od kuchni, tu było najwięcej roboty, bo wszystkie naczynia zawsze zostawiam na dzień przyjazdu ojca, a po tygodniu trochę ich się nazbierało. Później przeszłam do salonu, następnie pokój taty, przedpokój, jedna łazienka, druga, jadalnia i w końcu mój pokój z garderobą. Posprzątanie całego domu zajęło mi półtorej godziny, więc zostało mi jeszcze trzydzieści minut. Nagle przypomniałam sobie, że ze stresu nic nie zjadłam, a powinnam żeby później nie zasłabnąć. Poszłam do kuchni i przygotowałam sobie płatki z mlekiem. Przeżuwałam w takim stresie, że nawet nie zauważyłam kiedy dziesięć minut przed czasem zadzwonił dzwonek do drzwi. Ocknęłam się i jak się okazało po dwudziestu minutach zjadłam ze trzy łyżki.
Pobiegłam otworzyć drzwi. Moim oczom ukazała się niezwykle wysoka kobieta, choć możliwe, że to przez jej piętnasto- centymetrowe szpilki. Była niezwykłej urody, rozpuszczone blond włosy sięgały jej do pasa; gdzieniegdzie kryły się ledwo widoczne ciemniejsze pasemka, niebieskie oczy zgrabne dłonie. Miała na sobie zwiewną białą sukienkę w beżowe kwiaty wanilii, a na to narzuconą pasującą lekko kremową marynarkę. Niewiele makijażu podkreślało jej kobiece atuty. Długie rzęsy, pełne usta, lekko różowe policzki oraz krystalicznie białe zęby. To wszystko składało się na kobietę idealną, poza jednym małym wyjątkiem. Miała koński uśmiech i na domiar złego sztuczny. Jak dla mnie nie ma nic gorszego niż sztuczny uśmiech. Nie wszyscy to zauważają, ale dla mnie to jest bardzo widoczne. Zaraz za nią stał tato. Chyba był trochę poddenerwowany, bo wchodził do mieszkania bardzo niepewnie. Zupełnie tak jakby nie wiedział, co się dzieje i gdzie jest.
- Dzień dobry. Pani Aragon?
- Witaj, tak to ja. A Ty pewnie jesteś Charlotte. Twój tato wiele o Tobie opowiadał, ale jak sama pewnie zauważyłaś dzieje się z nim coś niedobrego.
- Może pani wejdzie? Nie będziemy tak stać przecież. Proszę wejść.- choć kobieta była podejrzana to wolałam ją wpuścić. Skoro coś się dzieje z tatą, to ja chcę wiedzieć co. Przeprowadziłam ją przez przedpokój, minęłyśmy kuchnię, jadalnię i usadowiłyśmy się w salonie.
-No, więc dobrze. Gdy wczoraj mówiłam Ci, że zaczniesz nowe życie miałam na myśli naukę w specjalnej szkole i nadzieję na Twój udział w zdiagnozowaniu przypadłości Marcusa oraz przywrócenie dawnego stanu rzeczy.
- Chcę pomóc tacie, za wszelką cenę. Tylko na jakiej zasadzie funkcjonuje ta specjalna szkoła?
- Specjalna, hmm. Czy zauważyłaś w swoim życiu coś dziwnego? Coś co nie zdarza się normalnym ludziom, co wcześniej uznawałaś za wytwór bujnej wyobraźni?- nie miałam najmniejszej ochoty wyjawiać jej swoich sekretów, ale co jeśli tylko w ten sposób pomogę tacie? Zdecydowałam, muszę jej powiedzieć o wszystkim.
- Właściwie to zauważyłam, od niedawna gdy wstaję rano nawet nie zauważam kiedy jestem na dole i siedzę przy stole. Kiedy próbuję sobie przypomnieć drogę do jadalni mam pustkę, bo mam wrażenie, że ona nigdy się nie odbyła, a ja jakimś dziwnym sposobem trafiłam na krzesło.- miała zaciekawioną minę, ale jeśli co chwilę jeździ i mówi o tym każdemu dziecku to prawdopodobnie zdążyła się nauczyć.- Czasami mam wrażenie, że coś co przeżywam już kiedyś się zdarzyło, ale nie w moim życiu. Nigdy nie potrafiłam tego rozgryźć, więc zazwyczaj nie przywiązywałam do tego uwagi, ale teraz sądzę, że to zdarzało się zbyt często żeby mogło być dziełem przypadku.
- To co mówisz jest bardzo ważne. Teraz jestem pewna, że Terkin to miejsce dla Ciebie. Gwarantuję, że Ci się tam spodoba! Mam niestety również złe wieści. Ze względu na to, że musisz jak najszybciej rozpocząć naukę, biorąc pod uwagę stan twojego ojca. Nie możesz pojechać na wycieczkę szkolną. Przykro mi.- przez dłuższą chwilę nie potrafiłam przyswoić tego co powiedziała. Jakim cudem tak długo oczekiwany wyjazd ma mi przepaść? Czułam, że nie mogę na to pozwolić, ale jednocześnie wiedziałam, że nic nie zdziałam.
- Jeśli nie mam innego wyjścia. Pomogę tacie. Kiedy wyjeżdżamy?- postanowiłam zachować zimną krew, czułam że tego właśnie oczekują. 

niedziela, 18 listopada 2012

Część 4


-Halo?
-Dzień dobry. Czy rozmawiam z Charlotte Cartier?
-Tak to ja. Z kim mam przyjemność?
- Tutaj Caroline Aragon. Jestem dyrektorką oddziału Marcusa Cartier.
-Czy coś się stało? Z tatą wszystko w porządku?- dlaczego z telefonu taty dzwoniła jakaś kobieta, z którą nigdy w życiu nie miałam styczności!
-Nic poważnego. Ale wiem, że w poniedziałek wyjeżdżasz na wycieczkę. Musisz wiedzieć, że jest ona twoją ostatnią wyprawą w gronie przyjaciół szkolnych. Później przeniesiesz się do całkiem nowego miejsca.
-Chwileczkę, do jakiego znowu miejsca. Mi jest dobrze w mojej szkole i chciałabym w niej zostać. Mogłaby mi pani wyjaśnić o co chodzi?- jakie nowe miejsce. Czyżby tato musiał się przeprowadzić z powodu pracy? Nie to niemożliwe. Często wyjeżdżał, ale nigdy nie na stałe, tym razem na pewno też nie.
-Charlotte, myślę, że zauważyłaś zmiany zachodzące w twoim życiu. Lepsza pamięć i tego typu sprawy. Ojciec Ci nic nie mówił, bo się bał twojej reakcji. Zaczynasz nowe życie moja droga!
-Pani mówi serio? Nic z tego nie rozumiem. Jakie nowe życie? Ja się nigdzie nie wybieram.- chociaż w szkole nie było zbyt kolorowo to wiem, że tam jest moje miejsce. Ludzie, nauczyciele, sale lekcyjne. To wszystko jest moim życiem i nie wyobrażam sobie niczego innego.
-Jak najbardziej serio. I owszem zaczniesz nowe życie. Twój tato przez to przechodził i ja również. Będziesz się teraz uczyła nowych rzeczy. Takich, które przydadzą Ci się w codziennym życiu. Jutro przyjadę wraz z Marcusem żeby omówić szczegóły i wytłumaczyć Ci wszystko dokładnie. Do zobaczenia Charlotte.
-Chwileczkę! Pani Aragon. Proszę zaczekać!
-Kochanie. Naprawdę mam jeszcze dużo roboty. Jutro wszystko omówimy. Będziemy około 13:00. Do widzenia.
-Do widzenia.- odpowiedziałam z niechęcią. Miałam do niej tyle pytań! Dlaczego mam zacząć nowe życie. Co znaczy, że będę się uczyć nowych przedmiotów? I co najważniejsze po co mam jechać na wycieczkę i szukać przyjaźni skoro ona i tak nie przetrwa długo kiedy wyjadę? To ostatnie wolałam zachować dla siebie.
Ledwo trzymając się na nogach wróciłam do pokoju. Założyłam zakładkę, zamknęłam książkę i odłożyłam ją na półkę, bo wiedziałam, że nie dam rady skupić się na treści. Położyłam się na łóżku i przez następną godzinę patrzyłam w sufit i myślałam nad rozmową z panią Aragon. Może to był po prostu głupi żart? Ale skąd by wiedziała, że ostatnio mam lepsze wyniki w nauce i w różnych innych sprawach lepiej sobie radzę. O tym nie wie nikt. Nawet tato, ale on akurat mało wie o moim życiu. Nie zawsze pamięta datę moich urodzin. Zazwyczaj nie zwracałam uwagi na daty. Dziś po przemyśleniach doszłam do wniosku, że skoro w środku maja mam urodziny to są one niedługo. Spojrzałam na kalendarz stojący na biurku zawalonym książkami i zaskoczona stwierdziłam, że to dziś. Znów zapomniał. Ja także, ale od kiedy mamy nie ma przy mnie nikt w domu nie zwraca na takie rzeczy uwagi. Zastanawiałam się tak jeszcze przez 30 minut i poszłam się umyć, żeby oczyścić siebie i umysł z wszelkich niepotrzebnych myśli. Prysznic i gorąca woda zawsze działały na mnie uspokajająco. Wzięłam piżamę i udałam się do łazienki. 
Ulubionym kolorem mojego taty był na całe szczęście błękit toteż w takich barwach mieliśmy wszystkie kafle. Umywalka umieszczona była na murowanym i wykafelkowanym stole. Zaraz obok był sedes, a po drugiej stronie dwa wieszaki na ręczniki. Jeden mój, a drugi taty. Naprzeciwko mieścił się prysznic oraz wanna.
Przez całą kąpiel wciąż myślałam o tajemniczym telefonie. Nie mogłam się uwolnić od przeczucia, że wyniknie z tego coś dobrego i realistycznego, choć wciąż wmawiałam sobie, że był to tylko głupi żart. Niestety moje przeczucie bardzo często bywa trafne i tego właśnie się boję. Naprawdę nie miałam ochoty zaczynać nic od nowa gdyż bardzo ciężko klimatyzuje się w grupie. Teraz jak już udało mi się to jako tako okazuje się, że nie zostanę tu na długo. Po prostu świetnie. Nie byłam pewna czy to dobrze, że tak się wypieram, ale wiedziałam na sto procent, że nie chcę żadnych zmian. Choć nie miałam zbyt wielu przyjaciół to wolałam nie komplikować sobie życia i zostać.
Postanowiłam, że się położę. Choć była dopiero 21:30 stwierdziłam, że sen dobrze mi zrobi, a w łóżku zawsze lepiej mi się myśli.
Co mogą oznaczać te wszystkie zmiany? Co mi da lepsza orientacja, wyobraźnia przestrzenna, pamięć i tego typu sprawy? Gdzie chcą mnie przenieść? Przez co przechodził mój ojciec, o czym mi nie powiedział? Dlaczego przez tak wiele lat ukrywał przede mną ten dość istotny fakt, który ma zmienić moje życie?
Te wszystkie pytania kłębiły mi się w głowie. Nie znałam odpowiedzi na ani jedno z nich. Nawet nie wiedziałam kiedy podczas myślenia nad nimi zamknęły mi się oczy i usnęłam. 

sobota, 10 listopada 2012

Część 3


Sam widok kartki mnie nie zaskoczył. Jedynie fakt, że zostawił mnie na całe dwa tygodnie był zdumiewający. Nigdy nie wyjeżdżał na tak długo. Szczególnie, że za tydzień to mnie nie ma, a on wraca. Znając jego pracę jak ja wrócę to on wyjedzie. Jest to bardzo frustrujące gdyż widuję go jedynie w niedzielę, bo w soboty także pracuje. Każdego dnia byłam coraz bardziej oddzielona od taty. Zdarzały się takie poranki, że ledwo go poznawałam, gdy zapomniał się ogolić. Dziś zdałam sobie sprawę, że ani trochę go nie znam. Nie podejrzewałam go o to, że zostawi mnie na tak długi okres czasu bez jakiegokolwiek pożegnania. Nie było mi tak smutno nawet, gdy wyjechał dzień przed moimi urodzinami i całkowicie pochłonięty pracą nawet nie zadzwonił z życzeniami.
Zaczęłam zastanawiać się nad ucieczką z domu, ale doszłam do wniosku, że wyszłoby na to samo. Tak czy siak nie widuję go często. Nieco smutna udałam się do swojego pokoju. Na biurku faktycznie leżała spora suma pieniędzy. Schowałam je do skarbonki i zabrałam się za lekcje na czwartek. Zazwyczaj dobrze się uczyłam, nie miałam problemów w szkole. Zawsze dobrze się czułam wśród książek. Tylko one dodawały mi otuchy podczas samotnych wieczorów. Prosiłam tatę o jakieś zwierzę już od dawna, ale jak tylko zaczynałam temat on błyskawicznie go zmieniał. Nigdy mi nie wytłumaczył, dlaczego nie chce nawet mówić o zwierzętach. Prawda jest taka, że on mi właściwie o niczym nie mówi. Niedawno dowiedziałam się, że w zeszłym roku awansował i to bynajmniej nie od niego tylko jego kumpla, który najwidoczniej nie potrafi trzymać języka za zębami.
Nadeszła noc. Położyłam się do łóżka z książką, którą aktualnie czytałam, a mianowicie „Harry Potter i Czara Ognia”. Był to mój ulubiony cykl powieści fantastycznych, ale od dawna nie słyszałam o nikim, kto lubiłby tę książkę. Miałam nadzieję spotkać kiedyś chłopaka, który lubiłby to, co ja wspierał mnie w moich działaniach.
Kolejne dni szkoły minęły tak samo jak zawsze. Jakieś kartkówki, sprawdziany, a po południu nauka do nich. W weekend wybrałam się na zakupy, ponieważ nie miałam jeszcze śpiwora, spodni dresowych i karimaty na biwak. Spodnie wybrałam szare, dość szerokie zwężane przy kostkach. Śpiwory były jedynie fioletowe i różowe, więc bez większego namysłu wybrałam fiolet. Był to mój ulubiony kolor, tak jak i zielony. Karimatę wybrałam także fioletową tyle, że nieco ciemniejszą. Teraz już mogłam jechać. Niestety pozostał jeszcze tydzień szkoły przed upragnioną wycieczką. Jedynym plusem było to, że na te pięć dni nauczyciele nie zapowiedzieli żadnych sprawdzianów ani kartkówek. Każda osoba z naszej klasy chciałaby już skończyć ten tydzień. W poniedziałek po przyjściu do szkoły stwierdziłam jeden niemiły, ale prawdziwy fakt, a mianowicie to, że czas zwolnił. Lekcje ciągnęły się w nieskończoność, tak samo przerwy. I tak przez cały tydzień. Kiedy wreszcie nadszedł upragniony piątkowy dzwonek obwieszczający koniec lekcji wszyscy zerwali się z krzeseł i pobiegli po kurtki do szatni. Choć był maj to nie było na tyle ciepło, aby chodzić bez nich.
Wróciłam do domu. Postanowiłam, że nie będę zmieniała mojej rutyny, którą wypracowałam po wyjeździe taty. Zrobiłam lekcje, zjadłam obiad i zabrałam się za czytanie książki. Lubiłam oderwać się od rzeczywistości. Gdy już czytałam cokolwiek, co mnie zaciekawiło to utożsamiałam się z którąś z postaci. Tak jak bym żyła jej życiem lub swoim wymarzonym.
Nagle usłyszałam telefon. Dzwonił z sąsiedniego pokoju. Wstałam z łóżka przeszłam przez przedpokój udekorowany dużą ilością obrazów, gdyż mama zawsze lubiła kolorowe wnętrza. W salonie na stoliku do kawy leżał nieduży czarny telefon. Chwyciłam go i zobaczyłam na wyświetlaczy: „Dzwoni: Tato.” Pospiesznie odebrałam telefon. Niespodziewanie usłyszałam jakiś damski głos. 

poniedziałek, 5 listopada 2012

Część 2


- Charli, masz zadanie z francuskiego? Zapomniałam zrobić. Nie dałabyś mi odpisać? – Nie pomyliłam się. Czekała tylko aż dam jej to zadanie.  Nawet mnie to nie zdziwiło, powinnam była się domyślić. Ale i tak zawsze robię sobie nadzieje...
- Pewnie, ale nie przepisuj wszystkiego bezmyślnie. Jeszcze Szczota domyśli się, że dałam Ci spisać. Wtedy ja oberwę, nie ty. –Tak było zawsze. Kiedy nauczyciel dowiadywał się, że ktoś spisywał to obrywała osoba dająca to zadanie. Nie rozumiałam logiki nauczycieli, ale nie po to chodziłam do szkoły. Podałam zeszyt Camille i udałam się do klasy.
Lekcje mieliśmy cały dzień w jednej sali. Ja siedziałam na końcu klasy w dwuosobowej ławce, oczywiście sama. Nie mogliśmy się przesiadać chyba, że nauczyciel tak sobie wymyślił. Nie byłam lubiana, ale też niepogardzana, bo znam takie osoby, które są nieakceptowane i przez to „terroryzowane”. Dziś środa, czyli dwie godziny rozmowy o wycieczce. Kiedy usiadłam na miejscu nauczyciel wszedł do klasy, a zaraz za nim Camille z moim zeszytem. Podeszła do mnie i położyła na ławce z uśmiechem na twarzy.
- Dzięki. Nie martw się, nie zauważył. –Nie zaskoczyła mnie jej wypowiedź. Prawie codziennie to słyszałam jak dawałam zeszyt znajomym.
- Dzień dobry klaso. Jak już pewnie wiecie dziś porozmawiamy o wycieczce. Tydzień temu prosiliście żeby z trzydniowej zrobić pięciodniową i mam nadzieję, że was nie rozczaruję, jeśli powiem, iż teraz potrzebne są tylko zgody od waszych rodziców. –Cała klasa chórem wykrzykiwała pytania. Co będziemy robić itp. –Riley chłopcze czy mógłbyś rozdać zgody, tym, którzy jadą?
- Oczywiście panie profesorze. –Zabrał się za rozdawanie, a w tym samym czasie nauczyciel zaczął opowiadać o wycieczce. Mówił nam jak jesteśmy dobrani w namiotach. Nigdy na wycieczkach nie wybieraliśmy sami. Namioty były 3-osobowe, a ja trafiłam na dwie największe modnisie w szkole. Nie akceptowały nikogo poza sobą, ale oczywiście dopuszczały rozmowy z chłopcami tylko przystojnymi. Chodziło im o to żeby się dobrze prezentować. Nie byłam zachwycona, aczkolwiek najbardziej chciałabym być sama, więc tak czy siak nie byłoby dobrze. Z drugiej strony cieszyłam się, że jadę na biwak. Była to okazja żeby poszukać kolegów. Miałam tylko 2 koleżanki, które wolały swoje towarzystwo, a niekoniecznie moje, więc chciałam znaleźć nowych.
Lekcje minęły stosunkowo szybko. Wróciłam do domu na nogach, bo dzień był ciepły, a plecak leciutki. Zamyśliłam się i nawet nie zauważyłam, kiedy stanęłam przed drzwiami domu. Była to bardzo cicha okolica, bo nie mieszkało tu żadne dziecko oprócz mnie. Sami starsi i w podeszłym wieku ludzie.
Mieszkanie z tatą miało też swoje minusy. Od 10 roku życia, gdy tato rozwiódł się z mamą (od tamtej pory jej nie widziałam) musiałam radzić sobie sama. Zwykle wracałam ze szkoły o godzinie 15: 00, czyli 5 godzin przed nim. Sama robiłam obiady, sama się uczyłam. Nigdy nie chodziłam na dodatkowe lekcje, ani korepetycje. Wszystko robiłam sama. Najtrudniejszy był jednak okres dojrzewania, gdy nie mogłam znaleźć przyjaciół i nie miałam, z kim porozmawiać. Tato często wracał z pracy po kilku dniach, bo wyjeżdżał na niespodziewane wyjazdy służbowe.
Tak było i dziś, po wejściu do domu znalazłam kartkę na blacie, a na niej standardowa wiadomość.
        „Córeczko przepraszam, że ciągle wyjeżdżam. Wiesz, że gdybym nie musiał to bym nie jechał. Wierzę, że sobie poradzisz. Zostawiłem Ci w pokoju trochę pieniędzy na wypadek gdyby zabrakło Ci czegoś do jedzenia lub na wyjazd. Wracam dopiero za dwa tygodnie. Całusy, kochający tato."

piątek, 2 listopada 2012

Część 1


- Tato zawieziesz mnie do szkoły? -Nie miałam już czasu przeglądać rozkładu jazdy metra. Wiedziałam, że w szkole nikt na mnie nie czeka, bo nie jestem ważną osobą. Mam wrażenie, że ważna jestem tylko dla własnego ojca, choć też nie zawsze. Od dzieciństwa mieszkam w Paryżu. To wspaniałe miejsce, ale nie dla osób, które nie mają nikogo wyjątkowego, czyli po prostu przyjaciela. Każdego dnia marzę, że znajdę kogoś takiego, ale zaczynam wątpić, ponieważ szukam od zawsze. Nigdy nie miałam nikogo, dla kogo byłabym ważna. To nie jest takie proste. Ale wróćmy do dnia dzisiejszego. W szkole mieliśmy omawiać wycieczkę. Wiadomo nam tylko, że będzie to 5- dniowy wypad na łono natury i jedziemy z inną starszą o rok klasą.
- Tak, a na którą masz do szkoły? – Zawsze pytał, chociaż bardzo dobrze wiedział, że codziennie mam na tą samą godzinę..
- Jak co dzień mam na 8;00. A ty wciąż nie potrafisz zapamiętać. Będę gotowa za piętnaście minut. Wyrobisz się? –Tato był jak kumpel, kompletnie nic mu nie przeszkadzało. Mogłam go zwyzywać, a on się tym nie martwił. Przynajmniej nie tak jak zwykły ojciec.
- Dam radę. Idź się przygotować.
Pobiegłam po schodach na górę. Mieszkaliśmy w dużym jednorodzinnym domku. Z piętrem, na którym był mój pokój i łazienka. Tylko i wyłącznie te dwa pomieszczenia. Tato miał swój pokój na dole. Były tam też przestronna kuchnia, dobrze wyposażona łazienka, salon i jadalnia. W moim pokoju przy wejściu stał mały stolik, a przy nim dwa krzesełka. Biurko stało przy ścianie tuż przy wyjściu na balkon. Wzdłuż ściany stało łóżko, a koło niego wejście do garderoby. Ściany w pokoju miały barwę jasnej zieleni. Przy garderobie znajdowała się moja toaletka, z której nie korzystam, bo nie mam, dla kogo się stroić. Ubrałam cokolwiek zaplotłam warkocza, umyłam zęby i zeszłam na dół gdzie jak się później okazało czekał gotowy do wyjścia tatuś. Pracował, jako dyrektor finansowy. Dostał służbowe auto. Była to czarna, sporych rozmiarów Honda.
- Gotowa? –Zapytał, wprawdzie niepotrzebnie, ale chyba każdy rodzic tak ma.
- Tak. Możemy wsiadać do auta. Myślisz, że duże dzisiaj korki? –Nie chciałam się spóźnić do szkoły, bo choć nie miałam przyjaciela to miałam wielu kolegów. Poza tym nie mogłam się doczekać wycieczki, bo kocham biwaki wszelkiego rodzaju. Chciałam poznać jak najwięcej szczegółów. Miałam o tyle szczęścia, że jedyne korki pojawiały się na światłach i to stosunkowo krótkie. Chodziłam do prywatnej szkoły 2 km od domu.
Gdy dojechałam zaskoczyła mnie Camille, jasnowłosa blondynka o niebieskich oczach. Miała dookoła siebie pełno adoratorów oraz całe grono koleżanek, które były wniebowzięte jak się do nich odezwała. Jak nigdy czekała przed wejściem. Zdziwiło mnie to o tyle, że nikt do mnie nie podchodził, chyba że…
Chyba, że coś ode mnie chciał.